Prawda o męskiej seksualności

Gdybyśmy zadali pytanie, dlaczego mężczyźni tak lubią uprawiać seks (jak również rozmawiać o nim), większość osób obu płci odpowiedziałoby z pewnością, że to po prostu dla nich przyjemne. Jest to dla wielu osób tak oczywisty fakt, że nie ma sensu nawet o nim dyskutować. Wielokrotnie mówi się przy tym o mężczyznach jako o egoistach, dla których własna przyjemność jest ważniejsza niż cokolwiek innego i którzy traktują kobiety przedmiotowo. O ile w tym stereotypie rzeczywiście widzę sporo prawdy, warto dodać, że – szczególnie w obecnych czasach – wielu mężczyzn wcale nie uprawia seksu dla przyjemności, a znaczna większość traktuje przynajmniej tak samo przedmiotowo również siebie. Zamiast widzieć w sobie czującą istotę pragnącą przeżywać miłość, bliskość i seksualne spełnienie, traktują się jak wadliwą (najczęściej) maszynę do uprawiania seksu.

Przekonania na temat męskości

Pracując latami z różnymi dysfunkcyjnymi przekonaniami u setek osób, utwierdziłem się mocno w tym, że rzadko które potrafią być tak dogmatycznie wgrane jak te, które opisują zachowanie „prawdziwego mężczyzny”. Dodatkowo, by jeszcze bardziej skomplikować sprawę, z tych wszystkich atrybutów „prawdziwego mężczyzny”, ciężko znaleźć takie, które siedziałyby w męskiej psychice głębiej niż te dotyczące seksualności. O ile treść tych przekonań może znacznie różnić się w różnych czasach, różnych kulturach czy nawet różnych grupach znajomych, o tyle je wszystkie łączy to, że fakt, jak mężczyzna powinien realizować swoją seksualność, jest bardzo dokładnie opisany. Wszelkie odstępstwa od kroczenia tą ścieżką, niezależnie od tego czy spowodowane są własnymi wyborami, genetyką czy gorszym dniem, są już pretekstem do tego, by zacząć kwestionować męskość (a co za tym idzie ogólną wartość) takiego osobnika. Idea, że można realizować swoją seksualność po prostu w zgodzie z tym, co się teraz czuje, jest dla wielu mężczyzn zupełnie obca.

Niestety, jeśli znamy dobrze mechanizmy ludzkiej psychiki to wiemy, że najgłębiej siedzące przekonania to wcale nie te najbardziej racjonalne. To po prostu te, które poznaliśmy w najmłodszym wieku, które łączyły się z bardzo silnymi (często negatywnymi) uczuciami i te, które w naszym środowisku były najczęściej promowane. Krótko mówiąc, jeśli mały chłopiec były bity przez ojca za to, że płakał – gdyż „mężczyźnie tak nie wypada” – ma to szansę awansować na pozycję jego najgłębszych przekonań dotyczących męskości, niezależnie od tego ile badań naukowych będzie potwierdzać szkodliwość takiego poglądu.

Kilkakrotnie pracowałem z mężczyznami, którzy w pewnym momencie zaczęli podejrzewać, że mogą być homoseksualni. Znamienne było to, że jedną z pierwszych reakcji na tę hipotezę były myśli samobójcze. Zastanawiali się, czy nie lepiej zabić siebie niż zrobić coś, co nie przystoi „prawdziwemu mężczyźnie”. Finalnie żaden z nich nie okazał się nawet biseksualny.

Podobne, choć nieco mniej dramatyczne rozterki mężczyzn, którzy z góry wiedzą jak powinna wyglądać ich własna seksualność, są chlebem powszednim dla niemal połowy ludzkości.

O podejściu do samego siebie

Przedmiotowe traktowanie siebie zaczyna się już od samego penisa, który według ogromnej ilości panów jest zbyt mały, a jednym z ulubionych męskich żartów jest opisywanie jego gigantycznej wielkości. Do dziś pamiętam wiążącą się z tym jedną historię, gdzie pewien facet nie mógł przeboleć, że jego partnerka miała kilka lat wcześniej partnera pochodzącego z Afryki. Nie interesowało go, że była z nim znacznie mniej szczęśliwa, również w życiu erotycznym. Że tamten nie zaspokajał jej potrzeb i po rozstaniu chciała jak najszybciej o nim zapomnieć. Nic nie mogło w jego wyobraźni usunąć tego, że tamten miał większego penisa od niego. W końcu sam podjął decyzję o rozstaniu, gdyż stwierdził, że to dla niego za dużo, by mógł to kiedykolwiek zaakceptować.

I choć jest to pewien przykład ekstremalny – to warto zauważyć, że męskie przedmiotowe traktowanie siebie zaczyna się jeszcze zanim cokolwiek między partnerami się wydarzy.

Później jest już tylko gorzej – poczynając od erekcji, która ma się pojawić wtedy, kiedy przyjdzie nam na to ochota. Nieważne, że jesteśmy przemęczeni, pijani, po kilku wcześniejszych stosunkach, w zupełnie mało intymnym i niekomfortowym miejscu czy z kobietą, która średnio nas pociąga. Wymagamy od siebie niezawodnej skuteczności przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i choć – jak wiele kobiet mówi – mało jest mniej podniecających widoków niż sfrustrowany facet próbujący kompulsyjnie za pomocą masturbacji zmusić się do erekcji mówiąc „czekaj, jeszcze chwilka i się uda”, to rzadko kiedy akceptujemy taką reakcję naszego ciała i uznajemy, że jest ona w porządku. Mimo iż, jak wychodzi podczas sesji terapeutycznych – gigantyczna większość takich sytuacji to takie, w których wcale tak naprawdę nie potrzebujemy i nie chcemy aktu seksualnego samego w sobie, a walczymy o jakąś formę obrazu siebie.

Bo przecież mężczyzna powinien zawsze być gotowy do seksu.

Zarówno fizycznie jak i psychicznie. Powinien zawsze chcieć i korzystać z każdej nadarzającej się okazji. Nigdy nie odmawiać kobiecie, która sama chciałaby uprawiać seks, nawet gdy nie ma takiej ochoty. A najlepiej, jakby po prostu zawsze miał ochotę.

Trzeba przyznać, że czasem kobiety pomagają w tym procederze, wyśmiewając się (czasem żartobliwie, ale dla mężczyzn nie jest to dobry temat do żartów) z męskiej niemocy. Trzeba przyznać, że pornograficzne filmy również nie ułatwiają sytuacji, zalewając ogromem nierealistycznych i ekstremalnie wymagających scenariuszy. Jednak nie można w tym upatrywać przyczyny wszystkich problemów – po prostu te bodźce trafiają na podatny grunt, a gdyby mężczyźni nie brali tego tak śmiertelnie poważnie, z pewnością nie miałoby to na nich wielkiego wpływu.

Jest jeszcze wiele kontekstów, w których mężczyźni zamiast słuchać tego, co czują i co czują ich partnerki, koncentrują się na odegraniu roli prawdziwego faceta. Jednym z nich jest szybkość w doprowadzaniu do czynności seksualnych. Już w nastoletnich latach bardzo często zdarzają się sytuacje, w których chłopakowi wcale nie spieszy się aż tak z pierwszym stosunkiem (czy innymi czynnościami), ale naciska pod presją kolegów i udowodnienia im/sobie, że jest „prawdziwym mężczyzną”.

Kolejnym tematem jest wytrysk, który nigdy nie może być ani wcześnie, ani za późno, tylko dokładnie wtedy, kiedy wypada na to prawidłowy czas. Różnego rodzaju wyczyny – pozycje, miejsca, częstotliwość (koniecznie większa niż były partner) czy ilości osób towarzyszących – które mogą być nawet niewygodne, ale zawsze dobrze się o nich opowiada. Kończąc na kobiecym orgazmie, którego wywołanie mniej ma wspólnego z zadbaniem o partnerkę niż z biciem własnych rekordów.

To wszystko może prowadzić do tego, że seks, zamiast stanowić nieskrępowany akt wolności i dbania o siebie nawzajem, zmienia się w listę punktów do odhaczenia, jak przy prowadzeniu operacji wyrostka robaczkowego.

Droga do uwolnienia

Wielu mężczyzn zdaje sobie logicznie sprawę z opisywanych tu absurdów, jednocześnie pranie mózgu, jakiemu zostajemy poddani przy wychowywaniu, potrafi sprawić, że mimo tego nadal pojawiają się silne emocje, gdy nie sprosta się etosowi prawdziwego mężczyzny i nie zaciągnie się kobiety do łóżka po trzech randkach. Lub silny lęk przed tym, co by się stało, gdyby się nie sprostało w jakiś sposób zadaniu i nasza seksualność okazałaby się inna niż być powinna. Poradzenie sobie z tymi schematami dla wielu mężczyzn staje się zadaniem ponad siły i dopiero długotrwała frustracja motywuje ich do poszukania profesjonalnej pomocy.

Oczywiście nie wszystkie z wymienionych tutaj punktów krytycznych stanowią problem dla każdego (czy większości) mężczyzn. Najczęściej pojawia się jeden lub dwa punkty, które są problematyczne i które „trzeba zrobić prawidłowo”.

I nie wszyscy, którzy mają problem, muszą kompulsyjnie gonić króliczka. Część od razu się poddaje, rezygnując z relacji z kobietami. Inni przyklejają sobie łatkę niezbyt dobrego kochanka i traktują całą sferę jako problematyczną (choć fizycznie mogą być aktywni seksualnie).

Absurdy owych „odwiecznych praw męskości” najlepiej zawsze widać, gdy omawia się przypadki niejednoznaczne – które w jednych grupach uważane są również za przejaw męskości, a w innej już niekoniecznie, lub nawet za coś nagannego. Takie przypadki to np. chodzenie do prostytutek, zdradzenie swojej partnerki, uprawianie seksu bez zabezpieczenia czy (w skrajnie patologicznych grupach) zmuszenie kobiety do stosunku.

Widać tu wyraźnie, że ci, którzy wierzą w takie przejawy, robią tak tylko dlatego, że tak zostali nauczeni. Podobnie jak z tymi wszystkimi, bardziej powszechnymi mitami męskości, których przymusowa struktura, przywodząca na myśl surowe religie, jest dość mocno w kontraście z etosem wolnego mężczyzny nie przejmującego się żadnymi zasadami i wymaganiami wobec niego. Mało kto jest jednak w stanie zwrócić na to uwagę, podobnie jak w przypadku większości głęboko religijnych ludzi nie dostrzegających absurdów i sprzeczności w niektórych dogmatach.

Problem, o którym tu piszę, nie jest raczej głośno i szeroko omawiany. Wielu mężczyzn nie dzieli się nim nigdy z partnerkami, a gdy to już robi, nie rozwija tematu do końca. Wielu nie rozmawia o tym z innymi mężczyznami, grając często w społeczną grę i chwaląc się jedynie udanymi seksualnymi wydarzeniami, część z nich zmyślając. Większość mężczyzn zostaje z nim sama. Wielu dzieli się tym tylko na indywidualnych terapiach lub męskich kręgach, w których atmosfera otwartości pozwala przełamywać odwieczne tabu i dzielić się swoimi obawami, porażkami czy marzeniami.

Kurs samoakceptacji

Inni, dla których pójście w takie miejsca kłoci się z przekonaniami o prawdziwej męskości, mogą pozostać na zawsze w niewoli swoich przekonań i nie doświadczyć nigdy życia seksualnego, które nie jest ograniczane mitami o tym, jak powinieneś się zachowywać.

Każdą kobietę czytającą ten tekst zachęcam do empatycznego spojrzenia na to, jak wielki ból i niepewność kryje się niejednokrotnie pod męską obsesją seksu.

Mężczyzn za to – do wytężonej pracy nad tymi aspektami. Jeśli ten tekst zainspirował któregoś z Was, by przyjrzeć się temu tematowi, to z całego serca polecam rozpocząć proces uwalniania się z tych dogmatów.

Coach, trener
Coach, terapeuta transpersonalny i międzynarodowy trener rozwoju osobistego. Robił warsztaty i pracował z ludźmi w USA i 8 krajach Europy. Specjalista z zakresu emocji i relacji. Więcej na temat Tomka możecie dowiedzieć się z jego strony internetowej www.tomaszkwiecinski.pl

Przyłącz się do dyskusji: