Szaman w psychiatryku – wywiad z Philem Borgesem
Z Philem Borgesem, reżyserem, fotografem i podróżnikiem, o tym, jak traktuje się choroby psychiczne w kulturach innych, niż zachodnia.
Paweł Franczak: Zjeździł pan pół świata, by badać i dokumentować kultury pierwotne, badając też ich podejście do chorób psychicznych. Często traktuje się je tam nie jak chorobę, ale ważny przełom życiowy. Przemówiło do pana takie podejście?
Phil Borges: Tym, co od dawna uderzało mnie w pracy dokumentalnej w różnych zakątkach świata od Amazonii po Syberię, była właśnie kompletnie inna narracja dotycząca kryzysu psychicznego. Mieszkańcy większości społeczności świata nie myślą wówczas o chorobie mózgu. Dla nich to raczej informacja, że taka osoba ma wyjątkową wrażliwość i jeśli będzie odpowiednio potraktowana, ta wrażliwość może przysłużyć się całej społeczności. Po tych doświadczeniach i ja zacząłem myśleć o tym, jak krzywdzący jest nasz paradygmat dotyczący chorób psychicznych. Powiedzieć młodej osobie w trakcie takiego kryzysu, że ma chorobę mózgu i nie ma na nią leku - to musi być dla niej straszne. Co więcej, lęk to okropna rzecz w chorobie umysłowej. A my ogromnie łatwo przyklejamy etykietki, które izolują taką osobę jako „nie będąca normalną częścią rasy ludzkiej”, „chorą”. Zostaje napiętnowana i zepchnięta na margines. Wywoływanie lęku, zawstydzanie, pozbawianie siły – oto, jak reagujemy na ludzi w kryzysie. Fakty są natomiast takie, że nie ma żadnego dowodu na to, że w kryzysie psychicznym czy epizodzie psychotycznym ma się inną chemię mózgu od osoby „zdrowej”.
No dobrze, a co z regulacją poziomu dopaminy w mózgu lekami?
Owszem, po lekach antypsychotycznych zmienia się poziom dopaminy i serotoniny w mózgu takiej osoby. Ale nie znaczy to, że wyjściowy poziom hormonów jest powodem, dla którego kryzys się rozpoczął. Ten powód jest gdzie indziej. I czasem może on być bardzo ważny, może być punktem odbicia do wielkiej, w gruncie rzeczy korzystnej przemiany. Jeśli w odpowiedzi na kryzys serwujemy tylko dopaminę, może ona zadziałać jak hamulec w szerszym, ważniejszym procesie.
Jednocześnie często podkreśla Pan, by nie romantyzować odmiennych stanów psychicznych i plemiennych metod. Dlaczego?
Powód jest prosty: nie wszyscy, którzy doświadczają kryzysu psychicznego, potem zostają szamanami. Ja sam od takiego romantycznego spojrzenia na odmienne stany psychiczne jestem daleki. Zaznaczę, że jestem przekonany, że również na leki jest miejsce w świecie. W przypadku osoby w ciężkim stanie właśnie farmaceutyki mogą pomóc. Sęk w tym, że my myślimy o nich jako rozwiązaniu długofalowym, podczas gdy nadają się raczej na sytuacje kryzysowe. A rozwiązaniem długofalowym nie mogą być, choćby z powodu skutków ubocznych oraz z tego powodu, że leki nie docierają do korzenia problemu.
Nakręcił pan film dokumentalny „Crazywise”. Jego bohater, Adam, dostawał jeden lek po drugim, a każdy miał swoje efekty uboczne. Lekarze, trzymając się standardowej procedury pytali: „Ten lek nie działa? To proszę, oto kolejny?”. Co byłoby z Adamem, gdyby urodził się w, dajmy na to Nepalu, albo innym regionie, który odwiedził pan z kamerą?
Po pierwsze, możliwe, że wcale nie miałby kryzysu. Nasze społeczeństwo jest bardzo indywidualistyczne, nastawione na współzawodnictwo, rywalizacja między dzieciakami, nawet w bardzo młodym wieku, jest coraz większa. Liczba samobójstw wśród młodych ludzi, wśród uczniów poważnie wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat. Tu w USA osiągnąć poziom życia w stylu klasy średniej staje się coraz trudniej. Rywalizacja zaś jest bezwzględna i niektórzy tego ciśnienia nie wytrzymują. Jeśli chodzi o Adama, to nie miał dobrych stopni w szkole, ale był utalentowany sportowo. Więc chciał zarabiać jako zawodowy sportowiec. Współzawodniczyć na tym poziomie okazało się niezwykle trudne. Wtedy, jak sądzę, zaczęła się jego depresja. Do tego Adam jest niezwykle wrażliwy, współczujący, wyczuwa emocje innych. W kulturze, która to ceni, która rozumie, a nawet ceni odmienne stany świadomości, byłby wolny od większości tych lęków, jakich nie potrafił unieść w naszej, zachodniej.
Może nie wszyscy zostają szamanami, ale antropolodzy piszą, że w kulturach syberyjskich i azjatyckich szaman wręcz musi przejść załamanie psychiczne. W naszym kręgu kulturowym raczej tłumimy takie objawy, są niepożądane. Właściwie dlaczego?
Ponieważ w naszej kulturze zwykle nie ma nikogo, kto mógłby poprowadzić człowieka w kryzysie drogą inną niż psychiatryczna. Podam przykład: co roku 50 tys. obywateli USA umiera z powodu przedawkowania prostych medykamentów przeciwbólowych. W pewien sposób mówimy o tym samym problemie – o ludziach, którzy poprzez branie leków unikają emocjonalnego bólu zajrzenia w głąb siebie. Są psychiatrzy, którzy odwalają kawał dobrej roboty, jednak każdy jest kuszony szybkim rozwiązaniem, jakim jest przepisanie leku, w porównaniu do powolnego procesu, angażującego przecież więcej niż jedną osobę, jakim jest bycie i wspierane pacjenta w długim okresie i zajmowanie się jego siecią społeczną.
Różnice kulturowe ujawniają się także w objawach. Halucynacje w postaci słyszenia głosów słyszy kilka- , kilkanaście procent mieszkańców ziemi. Ale tylko u osób słyszących głosy w USA są one nieprzyjemne, krytyczne, groźne. Bo już w Indiach i Afryce mają one raczej miły charakter. Skąd ta różnica?
Znam osobiście ludzi mieszkających w USA, którzy słyszą głosy i oni mówili mi na przykład o tym, że ich wewnętrzne głosy zmieniały się z biegiem czasu. Z początku były pomocne i przyjacielskie, lecz w momencie, gdy słyszący zaczynali się nimi martwić, bali się, że coś jest z nimi nie tak, że są chorzy, ich głosy stawały się złośliwe. Bohater mojego filmu Adam, po tym, jak doświadczył takich halucynacji, w pewnym momencie brał piętnaście różnych pigułek, a wiele z nich niwelowało skutki uboczne innych leków. Trochę to przypominało sytuację szczura laboratoryjnego. A przecież jeśli uznać kryzys za bramę, przez którą należy przejść, traktować go w sposób pozytywny, wówczas i cały kontekst okazuje się wzmacniający. „Tak, przechodzisz przez trudny czas, ale jest szansa, że wyjdziesz z niego silniejszy, na innym poziomie, niż na wejściu”. Jakże ważne jest nadanie sensu temu, co dzieje się z pacjentem!
W krajach bogatego zachodu skuteczność leczenia w psychiatrii sięga 30 proc., i to mimo stosowania antydeprestantów i antypsychotyków na poziomie nie znanym wcześniej w historii. Może jesteśmy w sytuacji bez wyjścia?
Na szczęście sukcesy zdarzają się i w krajach zachodnich. W północnej Finlandii, a więc w społeczeństwie nowoczesnym, w małym miasteczku Tornio przy kole podbiegunowym oddział psychiatryczny w tamtejszym szpitalu postawił na eksperyment. Kiedy ktoś ma kryzys psychiczny, zamiast wzywania ambulansu, wysyłają do niej zespół. Zbiera się rodzina tej osoby, jej partner, partnerka, przyjaciele, pracodawca - każdy, kto jest w sieci społecznej tej osoby, kto jest dla niej ważny. Następnie odbywa się wspólna rozmowa, podczas której zebrani mówią o swoich uczuciach, o tym, czy są przestraszeni sytuacją itd. Zespół traktuje kryzys jako należący do całej grupy, nie do jednego jej członka. Nie ma też klinicznego spojrzenia na problem, ani etykietek: jeśli już muszą używać określeń klinicznych, to tylko na potrzeby ubezpieczenia zdrowotnego. Ta metoda, nazwana Open Dialogue, zaczyna zdobywać popularność w różnych częściach świata.
Także u nas. W Polsce funkcjonują już tzw. asystenci zdrowienia, czyli osoby po kryzysie psychicznym, które po odpowiednim przeszkoleniu, pracując w Centrach Zdrowia Psychicznego pomagają innym. To jakaś nadzieja dla nas, Europejczyków?
Tak, zdecydowanie. Przeprowadziłem wiele wywiadów z osobami, które z powodzeniem przetrwały doświadczenie odmiennych stanów i wszystkie mówiły mniej więcej to samo: po pierwsze, chcieliśmy wiedzieć, czy mamy szansę na wyzdrowienie, a nikt nam tego nie mówił. Po drugie: chcieliśmy wsparcia od osób, które przeszły przez to, co my, nie od osób, które znają sytuację jedynie z książek. Po trzecie: chcieliśmy znalezienia sensu i celu tego, co się z nami dzieje. Tymczasem pacjenci słyszą często, że mają chorobę, która jest dziwna, nieuleczalna, a winne są ich kiepskie geny albo nagła, tajemnicza zmiana balansu chemicznego mózgu. Pamiętajmy przy tym, że eksperymentatorzy z Tornio w Finlandii też byli krytykowani: za brak dowodów skuteczności metody, za nieodpowiedni sposób prowadzenia protokołu badań… A przecież po 30 latach udało im się obniżyć występowanie schizofrenii w Finlandii z poziomu najwyższego w Europie do najniższego!
Przez ponad ćwierć wieku filmował pan i fotografował uzdrowicieli z różnych części świata. Co mają ze sobą wspólnego?
To, że ich identyfikacja jako uzdrowiciela odbywa się właśnie poprzez jakiś rodzaj załamania, przechodzony zazwyczaj w młodości. Może to być choroba fizyczna, która doprowadza ich niemal do śmierci, ale częściej jest to kryzys emocjonalny. Ten budzi w nich zrozumiały lęk. Wtedy niezwykle istotne jest, by starszy szaman, który doświadczył tego, co oni, poprowadził ich i nauczał. Inna, niezwykle ciekawa rzecz, która rzuciła mi się w oczy to, że większość wizjonerów i uzdrawiaczy ma zwykłą pracę. Są gospodyniami domowymi, wypasają kozy. Ponadto duża część z nich wykonuje swoją pracę uzdrawiacza za darmo. Zazwyczaj uzdrowiciele nie dbają o zysk, to nie to samo co nasz system zdrowia. W ich rozumieniu ich talent to dar dla społeczności, więc nie pobierają opłat. Pamiętam pewną starszą kobietę - uzdrowicielkę z Syberii. Nocowaliśmy obok jej namiotu, za co daliśmy jej w podziękowaniu 30 dolarów, a ona następnego dnia rozdała te pieniądze swoim pacjentom.
Phil Borges - amerykański filmowiec, fotograf i aktywista społeczny, który od prawie 30 lat dokumentuje kultury plemienne na całym świecie. Pracował dla telewizji National Geographic i Discovery Channel. Wydał kilka albumów, między innymi z portretami Tybetańczyków i członków plemion od Kenii po Indonezję. Jest współzałożycielem Blue Earth Alliance, organizacji zrzeszającej fotografów zainteresowanych przemianami społecznymi i środowiskowymi i projektu Stirring the Fire, wspierającego zwyczajne kobiety przełamujące bariery społeczne.
Rozmawiał Paweł Franczak.
Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, zobacz webinar "Spotkanie Szamanizmu i Psychoterapii" z Philem Borgesem, Ann Sinko i Robertem Falconerem. Webinar prowadzony będzie w języku angielskim.