Slow life w dużym mieście

Aby żyć w rytmie slow nie musimy zaraz rzucać pracy, wyprowadzać się za miasto i spędzać całe dnie na spacerach po lesie. Żyjąc w 2-milionowym mieście też możemy przestawić się na rytm slow life. Jak to zrobić? Wystarczy wprowadzić do swojego planu dnia kilka małych zmian.

Od czego trzeba zacząć?

Od początku dnia, czyli od poranka.

Pierwsza zasada życia w rytmie slow life brzmi: WSTAŃ WCZEŚNIEJ. Po co? Po to, aby nie musieć się spieszyć od samego rana i przede wszystkim mieć czas na poranne rytuały, takie jak np. krótka medytacja, joga lub spacer. Najważniejsze jest, aby spróbować wstać zanim reszta domowników się obudzi. Jest to ważne szczególnie wtedy, gdy posiadasz małe dzieci.

Potrzebujesz czasu tylko dla siebie, aby obudzić swoje ciało w wolnym rytmie do zadań danego dnia. Jak ułożyć taki poranek w rytmie slow? Koncepcji może być wiele, oto przykładowa: budzisz się o godz. 7, powoli przeciągasz się na łóżku, potem wstajesz, idziesz do łazienki, myjesz się (pamiętaj, aby każdą czynność wykonywać uważnie, będąc zagłębionym w tu i teraz), potem przygotowujesz owsiankę. Zanim owsianka nabierze mocy, możesz wykonać kilka cykli Powitań Słońca z jogi albo chwilę pomedytować. Owsianka gotowa. Po śniadaniu ubierasz się, czeszesz, malujesz i… jedziesz do pracy.

Zasada druga: UWAŻNIE PODRÓŻUJ DO PRACY. Fundacja Zendriving z Warszawy szkoli kierowców w uważnej jeździe samochodem. Badania, które publikuje pokazują, że jazda do pracy może znacznie zwiększyć poziom odczuwanego stresu lub też go obniżyć, w zależności od tego, jak będziemy zachowywać się za kierownicą.

Uważna jazda samochodem polega na tym, że jadąc w średnim tempie, nie myślę o tym, że za pięć minut muszę być na miejscu i analizuję szanse na znalezienie miejsca parkingowego, zamiast tego zauważam wszystko, co dzieje się w danej chwili dokoła, a stojąc na czerwonym świetle wykonuję ćwiczenia oddechowe (np. oddychanie przeponowe). Jeśli mieszkasz w bardzo dużym mieście pogódź się z tym, że będziesz stać w korku. To też może być świetna okazja do chwili medytacji za kierownicą.

A co z komunikacją miejską? Najważniejsze to odłączyć się od sieci, czyli nie surfować po necie w smartfonie. Możesz poczytać książkę, poobserwować świat za oknem lub jeśli jedziesz metrem, zamknąć oczy i pomedytować. Wysiadając nie musisz przepychać się do przodu, po prostu poczekaj na swoją kolej i idź w średnim tempie, które pozwala na swobodne oddychanie przez nos.

Slow life w pracy

Gdy dojedziesz do pracy, zrób sobie herbatę/kawę, a potem zacznij pracować metodą Zen to done. ZTD (Zen to done) autorstwa Leo Babauty to idealna opcja dla ludzi mających sporo zadań na głowie, bez względu na charakter ich pracy.

Powstał na podstawie najefektywniejszych systemów produktywności, takich jak GTD (Getting Things Done) Davida Allena oraz 7 nawyków skutecznego działania Stephena Covey’a. Co zyskamy dzięki Zen To Done? Przede wszystkim przestrzeń dla naszego umysłu. A jeśli przestrzeń to także poczucie ulgi i dopływ świeżej energii. Znacie to uczucie przytłaczającego zmęczenia z powodu natłoku myśli przypominających o każdym zadaniu? Można się tego pozbyć. Raz na zawsze. Na czym polega ta metoda, możesz przeczytać TUTAJ.

W pracy ważne jest też, aby nie starać się we wszystkim być perfekcyjnym. Sztuka odpuszczania niektórych rzeczy jest konieczna, aby zachować slow life. Do takich rzeczy należą m.in.: aktywne uczestniczenie we wszystkich zebraniach (Amerykanie dawno dowiedli, że zebrania to totalna strata czasu), zbytnie przejmowanie się strojem i makijażem (masz się czuć swobodnie, praca to nie pokaz mody), natychmiastowe odpowiadanie na wszystkie maile (można to robić np. raz na godzinę lub raz dziennie), czy surfowanie po mediach społecznościowych. Nie musisz też być we wszystkim mistrzem. Nie doszukuj się w tym, co robisz czegoś do udoskonalenia. Naucz się odpuszczać w odpowiednim momencie. Nie doprowadzaj do sytuacji, kiedy ciągle jesteś niezadowolony i kolejny dzień szukasz rozwiązania jednego problemu. To naprawdę nie jest aż tak istotne, jak ci się dzisiaj wydaje. Pomyśl, że za rok o tej porze nie będziesz nawet pamiętać, co to był za problem.

Slow life w domu

Slow life szczególnie można poczuć w codziennych czynnościach domowych. Gotowanie nie musi odbywać się w pośpiechu i polegać na odgrzewaniu półproduktów w mikrofali (do niedawna też tak robiłam!). Uczyń z niego rytuał uważności i antystresową terapię. Zmywając naczynia, jak uczy Thich Nhat Hanh, bądź zmywaniem naczyń, myśl o wodzie, która spływa po rękach, o tym, że czyszcząc je robisz coś dobrego dla siebie i swojego domu, czuj radość. Sprzątanie to prawdziwy rytuał medytacji w ruchu. Wiedzą o tym doskonale adepci zen i Ty także możesz się tego nauczyć. Jak naucza zen: „Wycieraj wszystko dokładnie, nie pozostawiaj nigdzie żadnych śladów, wymiataj przeszłość, troski i zmartwienia”. Wprowadź do swojego życia uważność, wybieraj tylko to, co Tobie służy, świadomie obniż komfort życia, a slow life przeniknie twój dzień i sprawi, że poczujesz codzienną radość bycia. Da się. Naprawdę.

Inną przyczyną braku slow w naszym życiu jest nadmiar obowiązków. Ale większość z nich mamy niestety na własne życzenie. Zacznijmy od tego, że życie w dużym mieście kusi ze wszystkich stron, aby więcej wydawać, więcej kupować, więcej korzystać z różnych płatnych atrakcji, a potem… no cóż, trzeba na to wszystko zarobić. A więc bierzemy prace dodatkowe, drugi etat, zlecenia. Stąd niedaleka droga do przepracowania, przemęczenia i życia na autopilocie: dom-praca-dom-praca-dom. Wojciech Eichelberger powiedział kiedyś, że „aby podnieść poziom szczęścia w życiu trzeba najpierw obniżyć komfort życia”. Uważam, że to kluczowe. Także w odniesieniu do życia slow.

Po prostu, aby żyć slow w dużym mieście trzeba umieć nie korzystać ze wszystkich jego „atrakcji”, starać się żyć minimalistycznie i nigdy, przenigdy nie brać na siebie za dużo obowiązków. Wtedy będziemy w stanie zacząć żyć uważnie, a życie w uważności to nieodłączny element slow life. Dotyczy to także naszych dzieci. Zamiast zapisywać je na piąte z kolei zajęcia dodatkowe (no bo przecież inne dzieci z klasy też chodzą), lepiej wybrać jeden, góra dwa, ale takie, które sprawią radość dziecku i nie przeciążą jego tygodniowego planu.

I najważniejsze: nie przejmuj się, jeśli twój slow nie spodoba się innym wokoło. Pilnuj go, jak cennego skarbu i pamiętaj, aby co jakiś czas resetować „duże miasto” i wyjeżdżać tam, gdzie za oknem nie ma bloku naprzeciwko. Powodzenia!

Slow life coach, instruktor balance yogi, redaktor
Prowadzi warsztaty „Slow life w dużym mieście” oraz regeneracyjne zajęcia balance yogi dla zapracowanych. Stworzyła magazyn „Joga”, w którym przez wiele lat była redaktor naczelną. Regularnie pisze o slow life i minimalizmie dla prasy kolorowej i na portale. Więcej info na stronie www.nataliakraus.pl

Przyłącz się do dyskusji: