Odwaga do bycia sobą
Nasze czasy są czasami poradników. W księgarniach i na stronach internetowych znaleźć można setki opracowań wypełnionych wskazówkami dotyczącymi pożądanych zachowań, skutecznych narzędzi, optymalnych decyzji mających zagwarantować sukces. Nasycone są instrukcjami: jak postąpić w konkretnej sytuacji, jakich działań unikać, jakie rozwiązania wdrażać.
Często opierają się na sztywnych schematach i modelach (“masz zrobić to i to”, “postąpić tak i tak”). W natłoku rad ginie jednak jedna z podstawowych prawd: każdy człowiek jest inny. Ma inne wyposażenie genetyczne, inne doświadczenia rodzinne, inne przeżycia osobiste. Różnimy się temperamentem, cechami osobowymi, sposobami reagowania na określone sytuacje.
W konsekwencji inna i unikalna jest też każda relacja. Trudno je ustandaryzować, zuniformizować. Ciężko opracować sztywny model, wdrażany niezależnie od sytuacji, kontekstu, okoliczności. Nie jest możliwe przygotowanie jednolitego algorytmu, gwarantującego powodzenie w kontakcie z drugim człowiekiem. Bezkrytyczne stosowanie się do gotowej siatki zaleceń pozbawia nas autentyczności, zbudowanej na świadomości i akceptacji siebie. Osiągnięcie tego poziomu wymaga przede wszystkim dobrego kontaktu z samym sobą. Wejścia w głęboką relację z własnym ciałem, psychiką, emocjami. Dostrzeżenia elementów składających się na nasze “ja”, rozpoznania ich, nazwania i pogodzenia się z ich istnieniem. Polubienia siebie, takim jakim jestem i taką jaką jestem.
W języku francuskim (a także angielskim) słowo “odwaga” (courage) pochodzi od słowa “serce” (coeur). Nieprzypadkowo. Odwaga to przecież nic innego jak gotowość do działania zgodnego z najgłębszymi uczuciami. Do podejmowania aktywności pochodzącej z dna nas samych. Wbrew paraliżującym przekonaniom i lękom. To zdolność do otwartego mówienia o emocjach i pragnieniach. Do dzielenia się własną historią z innymi. Opowiadania o swoich rozterkach, dylematach, słabościach. To wreszcie umiejętność podjęcia największego ryzyka – ryzyka bycia sobą.
Główną blokadą powstrzymującą nas przed działaniem jest wstyd, czyli w istocie – lęk przed oceną innych. Obawiamy się ośmieszenia, upokorzenia, dewaluacji. Tego, że nasze pomysły, projekty, teksty zostaną uznane za banalne, infantylne, mało oryginalne. Że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Że ktoś to dostrzeże. I tego, że wystawiając się na ciosy opinii, osądów i plotek, zostaniemy zranieni.
W konsekwencji często zamykamy się w sobie, odpuszczamy, rezygnujemy. Czujemy opór przed zabraniem głosu, zadaniem pytania, zaproponowaniem nowego rozwiązania, przedstawieniem własnej interpretacji zdarzeń. Przestajemy wyrażać siebie. W rodzinie, szkole, pracy… Nie podejmujemy ryzyka.
Jak jednak pisze Brene Brown (“Wielka odwaga”) – “Jeśli poświęcimy nasze życie czekaniu na to, że staniemy się perfekcyjni lub kuloodporni, to zanim wkroczymy na arenę, zniszczymy nasze relacje i zaprzepaścimy okazje, które mogą się nie powtórzyć, zmarnujemy nasz cenny czas i talenty, unikalny wkład, który tylko my możemy wnieść w życie innych ludzi”.
Przezwyciężenie wstydu wymaga dużej odwagi. Zmierzenie się z lękiem kosztować może nas sporo sił. Zmusza nas do opuszczenia znanego i schematycznego świata. Takie działania są jednak warunkiem naszego rozwoju. Pozwalają nam być spójnymi. Pozwalają nam się doskonalić się, odkrywać nasze prawdziwe potrzeby, realizować cele. A także zrobić coś sensownego dla innych.
Zacytuję raz jeszcze Brene Brown: “Na arenę, czymkolwiek miałaby ona być – ważną relacją, ważnym spotkaniem, uczestniczeniem w procesie kreacji czy trudną rozmową z członkami rodziny – musimy wejść z wielką odwagą i gotowością do zaangażowania się. Zamiast siedzieć z boku, krytykować i udzielać rad musimy odważyć się wyjść do ludzi pozwolić się zobaczyć. To właśnie jest wrażliwość. To wykazywanie się wielką odwagą…”
Autentyczność pozwala na niekłamany kontakt z drugim człowiekiem, na zbudowanie z nim podmiotowej relacji, pozbawionej sztuczności, fałszu, manipulacyjnej kreacji. Jest dowodem, że naprawdę zależy nam na drugim człowieku. Jak pisał Carl Rogers: “Ludzie są spragnieni kontaktów bliskich i autentycznych, w których odczucia i emocje można by było wyrażać spontanicznie, nie tłumiąc ich i nie cenzurując przedtem starannie; w których można by się było dzielić głębokimi przeżyciami — rozczarowaniami i radościami; w których byłoby możliwe podejmowanie ryzyka nowych zachowań; w których – jednym słowem – osiąga się taki stan, że nie trzeba niczego ukrywać, wszystko jest akceptowane i w ten sposób powstają możliwości dalszego rozwoju”.
Podobną rzecz zauważył Jesper Juul (w aspekcie relacji między rodzicami i dziećmi): “Dzieci potrzebują przede wszystkim autentycznej obecności swoich rodziców. Autentycznej – niezależnej od wszystkich ról – obecności dorosłych jako ludzi z krwi i kości. (…) Dzieci nie sprawdzają granic, tylko to, czy za rolą, którą gra rodzic, nie ukrywa się przypadkiem prawdziwy człowiek. W ten sposób stawiają przed rodzicami wyzwanie, czy chcą i potrafią żyć w sposób autentyczny, obecny i wiarygodny”.
A zatem, jeśli korzystamy z języka rad, możemy sprowadzić je do jednej instrukcji: Bądź otwarty, szczery, prawdziwy. Nie realizuj cudzych pomysłów na swoje życie. Nie stosuj gotowych receptur. Nie baw się w gierki. Nie udawaj kogoś innego. Mów o tym, co się męczy, drażni, uwiera. Co boli. Co godzi w Twoje ja. Kiedy cierpisz, daj temu wyraz. Kłóć się, spieraj, krzycz. Masz prawo odczuwać i okazywać emocje. Nie jesteś aktorem w teatrze, iluzjonistą w cyrku. Nie wstydź się siebie. Nie uciekaj. Bądź najlepszą wersją siebie. Wymaga to większej odwagi niż niekończące krycie się za kolejnymi maskami.