Jak być lubianym?
Nadal trudno mi uwierzyć w to, że jednak nie wszyscy będą mnie lubić. Bardzo długo byłam przekonana, że na przekór powiedzeniu „jeszcze się taki nie narodził, który wszystkim by dogodził”, ja będę właśnie tą pierwszą. Wystartowałam więc ponad 30 lat temu do wyścigu o tytuł „Lubiana przez wszystkich, zawsze i wszędzie na planecie Ziemia”.
Całe życie kręci się wokół jednego
Właściwie to, od kiedy sięgam pamięcią do wczesnej dorosłości niestrudzenie szukałam odpowiedzi na pytanie: Jak być lubianą zawsze i wszędzie? Wraz z kolejnymi latami mojego życia zmieniały się jedynie formy tego pytania, ale sedno było zawsze takie samo:
- Jak zadowolić wszystkich?
- Jak wszystkim się podobać?
- Jak być uniwersalnie akceptowaną?
Odsłon odpowiedzi było wiele. Jako dziecko próbowałam na wszelkie możliwe sposoby zadowolić rodziców, rodzinę, rodzeństwo. Potem w szkole – nauczycieli, kolegów i koleżanki. Później przyszedł czas na relacje, w których też zdobywałam mistrzostwo w zabieganiu o akceptację. A w dorosłości to jestem przekonana, że olimpijskie złoto zdobyłabym szukając odpowiedzi na pytanie „jak być lubianym” w firmach, w których pracowałam.
Och, ile ja miałam na to wszystko pomysłów. Pozwólcie, że przytoczę kilka:
- jeśli schudnę wystarczająco dużo, to wszyscy będą mnie lubić i będę się wszystkim podobać,
- jeśli będę grzeczna i nie będę nikomu robić problemów, to wszyscy będą mnie lubić i będą chcieli ze mną być,
- jeśli nie będę wyrażać zdania sprzecznego z ogółem, to zapewnię sobie sympatię wszystkich,
- jeśli będę się zgadzać na wszystko, o co mnie proszą, to zaskarbię sobie ich akceptację na wieki.
Jak być lubianym… I dlaczego nam na tym tak zależy.
Nie będzie dla was zaskoczeniem, kiedy napiszę, że w uproszczeniu chodzi o przetrwanie. W grupie nasze szanse na przeżycie po prostu były znacznie większe. Poza grupą dawniej (bardzo dawniej) właściwie były równe zeru. Wtedy to była kwestia życia i śmierci. Teraz nie jest, ale choć żyjemy inaczej i z większością spraw możemy poradzić sobie samodzielnie, to ten pierwotny mechanizm pozostał.
Od strony psychologicznej patrząc, to zabiegamy o akceptację, żeby uniknąć mierzenia się z lękiem przed odrzuceniem. Choć wiele osób może się do tego nie przyznać, to wszyscy potrzebujemy mieć w swoim życiu grupy bliskich nam ludzi. Pragniemy miłości, bliskości, intymności, bo to daje nam poczucie bezpieczeństwa. To daje nam również siłę i zdrowie. A sytuacje, które zagrażają bliskości są dla nas trudne i najzwyczajniej w świecie się ich boimy, więc unikamy.
Prawnik, lekarz, księgowy
Dlatego też dziecko przez wiele lat tak bardzo zależne od opiekunów, podąża za wskazaniami rodziców zapewniając sobie tym samym względne poczucie bezpieczeństwa. Natomiast w sytuacjach, w których wyłamuje się z rodzinnych „powinności” czy oczekiwań, podejmuje ryzyko odrzucenia i utraty opieki. Dla wielu z nas ta potrzeba bezpieczeństwa bierze wtedy górę i wybór szkoły, kolegów, studiów, partnera czy zawodu może być podyktowany aprobatą zewnętrzną, w tym wypadku rodzicielską. Więc może tak być, że choć w głębi duszy dziecko odczuwa inaczej, to wybierze to, za co będzie lubiane i nagradzane. A potem słyszymy liczne historie osób dorosłych, które wybrały zawody sugerowane wprost lub nie wprost przez rodziców jako te „właściwe”. Dla akceptacji mamy lub taty zostajemy więc prawnikami, zdobywamy dyplom lekarza czy szkolimy się na księgowego. Jednocześnie grzebiąc marzenia o malarce, pisarzu czy tancerzu.
Tylko mnie kochaj
Ale nie tylko wybór zawodu może być determinowany przez poszukiwanie odpowiedzi na pytanie: „Jak być lubianym?”. Relacje to kolejna ofiara naszej potrzeby przynależności. Na przestrzeni życia wchodzimy w setki relacji, żeby tylko poczuć się blisko. To te tysiące sytuacji, w których mówimy „tak” choć chcemy powiedzieć „nie”. To te miliony imprez, na które poszliśmy a wcale nie chcieliśmy, urodzin, których nie chcieliśmy, a zostały nam urządzone czy ślubów zorganizowanych wbrew naszym marzeniom. To wreszcie małżeństwa, rozwody, rozstania, które nie byłyby naszym wyborem, gdyby nie “ta cholerna” potrzeba akceptacji. Wszystko po to, żeby zyskać aprobatę otoczenia. Potrzeba bycia lubianym zbiera szerokie żniwo. Prywatnie i zawodowo robimy bardzo dużo, żeby tylko nie zostać odrzuconym i często robimy to wbrew sobie.
Polubię siebie, kiedy…
Jest jeszcze jeden wymiar tej potrzeby, na który warto spojrzeć. Szukamy aprobaty na zewnątrz, bo często nie mamy jej w środku. Nie lubimy siebie, więc szukamy akceptacji u innych osób. Rodzi się więc pytanie, jak być lubianym przez siebie? To nie lada sztuka, bo rzadko nas ktoś tego uczy, tak uczy się nas posługiwania widelcem czy pisania. Nie potrafimy tego robić i co więcej okazuje się istnieje cała lista wymagań, kryteriów i wymogów, które musimy spełnić, żeby siebie polubić.
To te listy, które mówią, że polubię siebie, kiedy:
- schudnę,
- odłożę X tysięcy,
- zdam egzamin,
- zmienię pracę,
- wyjdę za mąż,
- awansuję,
- będę mieć dzieci,
- kupię mieszkanie,
- kiedy kiedy kiedy…
Tyle tylko, że to są złudne warunki, bo ich spełnienie zupełnie nie prowadzi do polubienia siebie. To iluzja. Prawdziwa miłość do siebie tak jak miłość do innych, nie jest warunkowa. Ona jest bezwarunkowa. Ta miłość jest początkiem dającym siłę do zmian a nie nagrodą za zmiany. I cały paradoks tej miłości do siebie polega na tym, że kiedy my zaakceptujemy siebie, to akceptacja z zewnątrz niejako „sama się wydarzy”. Przyjdzie bez naszego zabiegania i stanie się “naturalnym elementem naszego życiowego pejzażu”.
Nie od razu akceptację zbudowano…
Jak więc siebie polubić? To temat rzeka i pewnie pomysł na kolejny wpis ale dziś na koniec tego tekstu wystarczy, że zapamiętamy właściwą kolejność kroków: najpierw akceptacja wewnętrzna a potem akceptacja zewnętrzna. Nigdy odwrotnie.